- W rejonie Popowic w aptekach nie było pewnego leku. Nie było go też w hurtowaniach. Zasugerowano Popowiczance, że ten lek może być w jakiejś aptece ze starych dostaw. Tylko w której?
- Popowiczanka pojechała do pewnej apteki na Krzykach, gdzie ten lek kiedyś był. Niestety leku nie było. Rozżalona Popowiczanka zaczęła na głos narzekać, że niepotrzebnie przyjechała aż z Popowic.
- Okazało się, że aptekarka pracująca na Krzykach jest z też z Popowic. I jak tu nie pomóc komuś, kto jest z Popowic! Dalej sprawy potoczyły się szybko.
- Bardzo uprzejma aptekarka z Popowic, pracująca w aptece na Krzykach, sprawdziła w bazie danych w komputerze, w jakich wrocławskich aptekach jest ten lek. Okazało się, że jest aż w trzech - na Księżu Małym, na Ołtaszynie i na Nadodrzu.
- Popowiczanka z wiadomych Wam powodów zdecydowała się na aptekę na Nadodrzu. Aptekarka z Popowic, pracująca w aptece na Krzykach, poszła na zaplecze po telefon i zadzwoniła do apteki na Nadodrze, żeby sprawdzić, czy lek faktycznie tam jest.
- To się w głowie nie mieści, że telefon odebrała aptekarka z Popowic pracująca na Nadodrzu. Leku nie było. Jednak, gdy usłyszała, że lek jest potrzebny dla kogoś z Popowic, postanowiła przejrzeć całą aptekę, żeby lek jednak znaleźć, skoro jest on w bazie danych. Znalazła!
- Uszczęśliwiona Popowiczanka poszła na postój taksówek, żeby szybko dotrzeć do apteki na Nadodrzu. I jak myślicie - jaka taksówka stała na postoju? Na postoju stała taksówka, na której drzwiach był napis "Popowice", a w środku oczywiście był taksówkarz z Popowic. To wszystko jest prawda!
- Gdy taksówkarz z Popowic dowiedział się, że to Popowiczanka spieszy się do apteki na Nadodrzu, pokazał jak można jeździć po Wrocławiu w godzinach szczytu w piątek. Popowiczanka była pod dużym wrażeniem jego umiejętności.
- To nie jest jeszcze koniec historii. Gdy taksówka dotarła do apteki na Nadodrzu, bardzo uprzejmy taksówkarz z Popowic wysiadł i poszedł sprawdzić, czy dowiózł Popowiczankę do właściwej apteki.
- Okazało się, że była to właściwa apteka, a aptekarka z Popowic, pracująca w aptece na Nadodrzu, na Popowiczankę czekała i lek też.
- Niektóre apteki w każdej chwili mogą sprawdzić w komputerze, w której aptece jest brakujący lek.
- Aktualni i dawni mieszkańcy Popowic czują się jakoś ze sobą związani. To zaprzecza opinii, że zanikają więzi międzysąsiedzkie.
- Dlaczego mieszkańcy Popowic tworzą jakąś lokalną społeczność? Widocznie dobrze się im na Popowicach mieszka. A ci, którzy z Popowicach wyprowadzili się, zapewne z rozrzewnieniem wspominają Popowice. Dlaczego? Może dlatego, że spędzili tutaj swoją młodość.
- Chociaż na co dzień może tej międzysąsiedzkiej więzi nie widać, to jednak powyższa historia pokazuje, że Popowiczanin Popowiczaninowi zawsze pomoże.
- Ten "popowicki" łańcuszek wydarzeń nie był przypadkowy. Tak miało być, żeby zaprzeczyć pewnym stereotypom.
- Jak nie kochać Popowice, skoro jest na nich tak zielono. Podziwiajcie wiosenne kolory na tegorocznym zdjęciu.
Postscriptum. Ten wpis dedykuję Agacie z DFOP.
Witaj,
OdpowiedzUsuńCzytając Twój post od razu nasuwa mi się jeden komentarz: Trzeba głośno wyrażać swoje marzenia, czy pragnienia - akurat dobry los zachce nam pomóc, a jak nie los, to z pewnością życzliwi ludzie!! ;)
pozdrawiam
Małgosia
Małgosiu, masz rację.
UsuńPopowiczanka
Cudna historia, najładniejsza, jaką ostatnio słyszałam. I mam nadzieję, że o więziach sąsiedzkich jeszcze niejeden raz będę mogła dyskutować z Autorką niniejszego bloga :)
OdpowiedzUsuńAgato, cieszę się bardzo, że przeczytałaś ten wpis. Mile wspominam nasze rozmowy.
OdpowiedzUsuńPopowiczanka