Zielony tramwaj dopadłam dopiero w sobotę, bo w piątek okazało się, że plac Powstańców Wielkopolskich nie jest tam, gdzie myślałam. W piątek zielony tramwaj mi uciekł, więc przejechałam się tylko zwykłą zerówką, żeby sprawdzić, skąd zielony tramwaj wyrusza, kliknijcie tutaj: W poszukiwaniu trenerów życia codziennego.
Zielony tramwaj był naprawdę poznański. O tym zapewnił mnie Jan, jeden z organizatorów (zobaczcie ostatnie zdjęcie). Zanim tramwaj wyruszył, porozmawiałam z dwójką poznańskich aktorów "ankieterów" - są na zdjęciu na tle tramwaju. Ankieta przeprowadzona przez nich w trakcie jazdy była bardzo zabawna. Okazało się, że jestem biedronką.
Spektakl "Transmisja" składał się z cyklu etiud, które bawiły, zaskakiwały, skłaniały do zadumy i refleksji. W tym wszystkim aktywny udział wzięli pasażerowie. Fantastyczne było to, że wrocławianie byli w różnym wieku i że specjalnie na ten nietypowy tramwajowy spektakl przyszli.
Wszystko zaczęło się od domagania się, żeby "fikcja" odzyskała swoje miejsce, które zajęła jej "rzeczywistość". My fikcyjni dołączyliśmy do ruchu wyzwolenia fikcji z ucisku rzeczywistości, kliknijcie na afisz, żeby go powiększyć:
Do tego zachęcał nas aktor w "czerwone kropeczki". Aktor "zielony" był od promocji. Zachwalał zwiędnięte rzodkiewki, pomidory, majtki z niby bawełny, ...
Para stylowo ubranych na czarno aktorów pokazała, jak to niestety w życiu może być - ludzie (małżeństwo) mieszkają pod jednym dachem i się nie znają:
Czy domyślacie się, co oznaczały te plastikowe otoczki na ich szyjach?
Na jednym z przystanków tramwaj opanowały krasnoludki (rozbójnicy?). Domagały się od nas pieniędzy za miejsca siedzące. Potem wsiadł jakiś aktor w szarym swetrze, który nie znał swojej roli i strasznie narzekał na autora scenariusza. Rozdał nam scenariusz, ale i tak wpadł w panikę i domagał się wypuszczenia z tramwaju. Dopiero na placu Jana Pawła udało mu się z tramwaju wysiąść.
Pod koniec spektaklu jakieś filozoficzne rozważania zaprezentował aktor w dziwnym prochowcu pół czarnym i pół beżowym, ale trudno było zapamiętać, o co mu chodziło, bo upał był okropny.
Nad wszystkim czuwał Jan w popielatym podkoszulku, kolega Marysi, organizatorki koncertu na wietrze w piątek, kliknijcie tutaj: W poszukiwaniu trenerów życia codziennego.
Po godzinie spektakl się skończył. Wróciliśmy do punktu wyjścia. Krasnoludki jeszcze raz domagały się opłaty. Zamiast tego zabrały nam słuchawki. Wysiedliśmy z żalem, że to już koniec.
Ciąg dalszy relacji z wizyty Poznania we Wrocławiu nastąpi wkrótce na blogu. Zajrzyjcie też na Facebook, kliknijcie: Facebook.
0 komentarze:
Prześlij komentarz