13 listopada 2017

Baca na premierze w operze

Baca z Beskidu Sądeckiego, znający bardzo dobrze Zakopane, z radością wybrał się 12 listopada 2017 na drugi dzień premiery "Krakowiaków i Górali" w operze, bo chciał porównać wrocławską wersję ze spektaklem, który widział kiedyś w ujeżdżalni w stadninie koni huculskich w Regietowie koło Gładyszowa - w wykonaniu artystów z Łodzi, kliknijcie: Stadnina koni huculskich.

Biedaczek aż jęknął, gdy na scenie pojawili się górale. Ani jednego z nich nie rozpoznał, a krakowianki wyglądały jak z Las Vegas (krwisto-czerwone sukienki, gołe ramiona, szpiki, ...). Baca miał wątpliwości, czy rzeczywiście jest na premierze "Krakowiaków i Górali". Na szczęście towarzyszyła mu Popowiczanka, która możliwości wrocławskich scenografów, kostiumologów, reżyserów itp zna. Zapewniła go, że ten śpiewak w czerwonych spodenkach, biegający po scenie ze smartfonem i filmującym wszystko, to krakowiak, ale w  wersji węgiersko - wrocławskiej.

Trudniej było wytłumaczyć Bacy, skąd w tym spektaklu wzięły się "piersiówki", z których jedna para mieszana coś na scenie popijała. Czapki górali wyglądały jak kozackie znad Donu (Popowiczanka kiedyś nad Donem była), a jeden berecik kojarzył się Popowiczance z malarstwem holenderskim.

Jak widzicie, wrocławska premiera była bardzo międzynarodowa. Było barwnie, z zaskakującą intrygą i elementami wychowawczymi. Temu wszystkiemu towarzyszyło pytanie "Czy Krakowiacy i Górale mogą być dziś atrakcyjni?". Takie pytanie zadała Agnieszka Topolska reżyserce Barbarze Wiśniewskiej, która szczerze w wywiadzie powiedziała, że jej pierwszą reakcją było przerażenie, gdy dowiedziała się, że będzie reżyserować "Krakowiaków i Górali", które tradycyjnie są traktowane jako komedia wodewilowa w konwencji cepeliowskiej na ludowo, w kierpcach z ciupagami. Na szczęście dla reżyserki (i widzów?) dostała ona zgodę na współczesną interpretację. Tego Baca i Popowiczanka nie spodziewali się.   

Zdjęcie afisza Popowiczanka zrobiła przy wejściu do opery. Zdjęcia sali zdążyła zrobić zanim z głośników rozległ się groźny głos, że w trakcie spektaklu niczego nie wolno nagrywać i filmować. Jak zwykle kliknijcie na zdjęcia, żeby je powiększyć.


Polscy widzowie byli w gorszej sytuacji niż angielscy. Trudno było zrozumieć, co śpiewają i mówią artyści. Nad sceną wyświetlano tylko angielski przekład.  Jeśli chodzi o ocenę "śpiewania, grania,...", Popowiczanka zostawia to fachowcom. Ona - tak jak i na Makbecie w Capitolu - skupiła się na kolorach, kliknijcie tutaj: Makbet okiem malarza. Wszystko zaczęło się od czerni, a skończyło na bieli. Dlaczego tak? Sami musicie zobaczyć spektakl, żeby odpowiedzieć na to pytanie. Popowiczanka jest bardzo ciekawa Waszych wrażeń i relacji.

I jeszcze jedno, koniecznie kupcie "program" za 10 zł i przeczytajcie. Bardzo ciekawa lektura.

Więcej dowiecie się tutaj:

Postscriptum. Hahanka umieściła w komentarzu link do recenzji Beaty Maciejewskiej, kliknijcie: Mężczyźni to dranie. Taki wniosek płynie z nowego spektaklu w Operze.

3 komentarze:

  1. Wyrozumiałość Bacy z Zakopanego dla uwspółcześnionej przez reż.Barbarę
    Wiśniewską opery"Krakowiacy i Górale" sprzed 223 lat- być może- wzmocni
    recenzja Beaty Maciejewskiej"Mężczyźni to dranie"/wroclaw.wyborcza.pl/ 13.11.2017. Warto przeczytać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahanko, rzeczywiście warto przeczytać recenzję Beaty Maciejewskiej. Zgadzam się nią w pełni.

      Link do recenzji dodałam do wpisu.

      Popowiczanka

      Usuń
  2. Podoba mi się ten wpis.

    Małgosia

    OdpowiedzUsuń